2/2020
Decyzję dotyczącą życia konsekrowanego i pójścia do zakonu podjęłam 16 listopada 1993 r.
Po wielu pytaniach do Boga, modlitwach, pewnej udręce wewnętrznej, w końcu Pan Bóg przemówił w moim sercu, a jako że miał do czynienia z filologiem, przemówił do mnie w sposób dla mnie zrozumiały. Użył trybu warunkowego i delikatnie poprosił mnie o uzupełnienie drugiej części zdania, tej po przecinku. Zdanie Jezusowe w sercu brzmiało: „Jeśli cię ktoś TAK kocha, to...” – tu nastąpił trzykropek, który należało zamienić w odpowiedź. Wiedziałam, że TAK kocha tylko On, a więc tak jakby chodziło o Jego miłość – tę bezwarunkową, totalną, całkowitą. Miłość, która się wydała bez wahania, żeby mnie uratować i uszczęśliwić. Jestem przekonana o tym, że nie ma większego kobiecego marzenia na tym świecie jak to, żeby była całkowicie, totalnie kochana, rozumiana, słuchana, wspierana, szanowana, wypełniana siłą i życiem Ukochanego, a to wszystko, by trwało wiernie, na zawsze, bez zmian, i nawet za cenę życia.
Zdawałam sobie jasno sprawę z wiarygodności mojego Rozmówcy, który jedyny TAK właśnie kocha. Więc skoro taki Rozmówca zadał mi pytanie: „Jeśli Cię ktoś TAK kocha...”, to odpowiedziałam już bez większego wahania: „…to nie ma dyskusji”. I zaraz po Mszy Świętej skierowałam swoje kroki do jadwiżańskiego klasztoru, żeby się zapoznać z siostrami i powiedzieć im o swoich pragnieniach.
Wydawało mi się, że wszystko jest już jasno określone. A jednak... Właśnie wtedy, kiedy podjęłam tę decyzję, nagle poznałam chłopaka. Inteligentnego, mądrego, szarmanckiego, wierzącego, uczynnego, na dodatek przystojnego, który od początku myślał o mnie poważnie, włącznie z małżeństwem. Jakby tego było mało, pojawiła się również propozycja zagrania w inscenizacji telewizyjnej. No i zaczęłam na nowo rozważać sprawę. By jednak nie utożsamić swoich zmiennych uczuć i myśli z wolą Bożą, postanowiłam się poradzić. Jeden doradca powiedział: „Jeśli pojawił się człowiek i przyszło zaproszenie do telewizji, to jest to znak od Pana Boga, żebyś szła drogą ku małżeństwu. Teatr może być dobrym doświadczeniem, o zaangażowaniu głębszym w niego zadecydujesz potem”. Drugi doradca powiedział: „Jesteś już po długich rozważaniach i po decyzji na klasztor. To, że pojawiają się teraz nowe okoliczności, to próba, jaką Bóg Ci daje, byś okrzepła w decyzji na Niego i w pełnej wolności, niczego innego nie dewaluując, wybrała Jego”. Trzeci doradca stwierdził: „To diabeł, który próbuje Cię odciągnąć od Boga i decyzji na życie z Nim”. Więcej nie pytałam, bo zrozumiałam, że w tej sprawie nikt mi nie jest w stanie doradzić. Każdy drugi jest bowiem kimś z zewnątrz i nie zna najgłębszych poruszeń mojej duszy.
Jaki stąd wniosek? Patrząc na te okoliczności można powiedzieć, że wszystkie udzielone mi rady mogły być prawdziwe, a jednak tylko jedna z tych dróg była naprawdę „moja”. W takich sytuacjach nikt nie jest w stanie dokonać ostatecznej interpretacji faktów i okoliczności, tylko my sami. Dokonuje się to na przedłużonej modlitwie, w pytaniu o Jego wolę, w otwieraniu serca na Jego odpowiedzi i pragnienia i w wyrażaniu radykalnej gotowości pójścia za Nim gdziekolwiek, z ufnością, że tam jest przygotowane szczęście mojego serca. Wtedy przychodzi wyraźne światło. I przyszło. Słuchając uważnie swojego serca zrozumiałam, że relacja z drugim człowiekiem i fantastyczna praca nie są w stanie wypełnić mojego życia. Bo w moim sercu pozostaje wielka tęsknota ZA CZYMŚ, ZA KIMŚ, która może być ukojona tylko przez wyłączne spotkanie z Chrystusem, przez słuchanie i doświadczanie głębokich poruszeń Bożego Ducha i przez dyspozycyjne pełnienie woli mojego Ojca.
W tym roku obchodzę 20. rocznicę ślubów wieczystych i z perspektywy tych lat mogę potwierdzić, że rzeczywiście tylko On TAK kocha.