1/2023
Przed ponad trzydziestoma laty było inaczej i krakowskie Łagiewniki wyglądały też inaczej. Przyjeżdżaliśmy tutaj czasami tramwajem jako klerycy na modlitwę. Było cicho, ruch niewielki. Tylko na nieoficjalne jeszcze wtedy Święto Miłosierdzia, na I Niedzielę Wielkanocną, przybywało sporo pątników.
Zegar wybija trzecią. Siostra zakonna – tak myślę, że to siostra, choć jej nie widzę, bo przede mną w ławce klęczy rosły mężczyzna, który zasłania mi to, co się dzieje przed samym ołtarzem – trochę monotonnie rozpoczyna czytanie fragmentu Dzienniczka. Nawet jestem zadowolony, że jej nie widzę, w ten sposób mogę sobie wyobrazić, że głos dobiega do mnie nawet nie tyle z góry, co raczej mnie otacza i jakoś mogę się łatwiej zanurzyć w treści przesłania Siostry Faustyny. Jestem też wdzięczny za tę monotonię głosu siostry, bo pozwala mi ona na własne rozmyślanie, nie podkreślając ani nie sugerując wagi poszczególnych słów czy wyrażeń. Chyba nic bardziej mi nie przeszkadza w kościele, jak egzaltowany, nienaturalnie intonowany głos celebransa czy innej osoby czytającej czy prowadzącej modlitwę. Taka sztuczność nie ma nic wspólnego z prawdziwą pobożnością, a dodatkowo wytrąca innych z rozmodlenia.
Koronka
Po lekturze rozpoczyna się modlitwa koronką do Bożego miłosierdzia. Szybko przesuwam paciorki różańca, za każdym razem wypowiadając głośno: „miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. Po każdej „dziesiątce” już po cichu dodaję od siebie „Jezu, ufam Tobie”, a potem znowu głośno: „na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata”. Kolejne pierwsze części modlitwy odmawiane są w różnych językach: „For the sake of His sorrowful Passion”, „Durch Sein schmerzhaftes Leiden”, „Per su dolorosa pasión”, druga część po polsku. Jak zwykle mocno przemawiają do mnie na koniec słowa Suplikacji: „Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem!”, podkreślające kontrast pomiędzy majestatem i miłosierdziem, które u Boga stanowią jedność. Dopiero teraz rozglądam się po kościele i widzę, że tylko dlatego, że przyszedłem sporo przed czasem, to mam miejsce w ławce. Boki świątyni i cały tył wypełniony jest stojącymi i klęczącymi ludźmi. Niektórzy, co widać, przyjechali z bardzo daleka. Przymykam oczy i przypominam sobie, kiedy po raz pierwszy modliłem się koronką do Bożego miłosierdzia. Było to na nowicjacie, wcześniej nie tylko ja, ale większość z braci nie znało tej modlitwy. Dzisiaj – a lubię ją w konfesjonale zadawać za pokutę – kiedy pytam: czy znasz koronkę do miłosierdzia Bożego, prawie wszyscy, a niektórzy wręcz z oburzeniem, odpowiadają: Ależ oczywiście! I sporo osób dodaje: Nawet codziennie ją odmawiam.