POSŁANIEC ANTONIEGO
3/2018
Kto na mnie patrzy?
Kiedyś Bóg był równie oczywisty jak wschody i zachody słońca; teraz już nic nie jest oczywiste, a jednym z rysów naszej tułaczki stała się głęboka niepamięć o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Czy zaszliśmy aż tak daleko, że potrzebujemy potężnego wstrząsu gdzieś w samej głębi naszej egzystencji, by cokolwiek zobaczyć w innym świetle?

Siedzę przed ikoną Trójcy Andrieja Rublowa i nadsłuchuję. Tak mi jakoś zostało po rekolekcjach ignacjańskich i odprawianej wtedy kontemplacji o Wcieleniu,  w której św. Ignacy rysuje obraz Trzech, spoglądających na ziemię pełną pogubionych ludzi i postanawiają, że Druga Osoba stanie się człowiekiem, żeby zbawić rodzaj ludzki. Myślę, że podobna „narada” w sercu Trójjedynego mogła się odbyć, nim zaistniało cokolwiek z tego, co jest, a jej temperatura musiała wzrosnąć niepomiernie, gdy Bóg zapragnął się podzielić z człowiekiem Samym Sobą. To było spore ryzyko nawet dla Boga, a jednak rzekł: Uczyńmy człowieka. I oto jestem – jedyna i niepowtarzalna, pośród miliardów innych absolutnie niepowtarzalnych, wolnych i rozumnych istot. Gdy jednak patrzeć z odpowiednio dalekiej perspektywy, te niezwykłe istoty stają się jedynie niewiele znaczącymi, kruchymi punktami na mapie świata i wystarczy jedno głębokie westchnienie naszej planety, a tysiące ludzkich istnień niknie jak poranna rosa (nie mówiąc o losie, jaki te istoty są w stanie zgotować jedna drugiej). To jest ta cząstka Bożego ryzyka, która wzbiera w Nim potężnym bólem – zawsze wtedy, gdy nasza wolność zrywa wyznaczone jej granice. Tamtego pamiętnego dnia w ogrodzie Eden wybraliśmy siebie i jeśli nie wieczną, to bardzo długą tułaczkę z dala od Źródła Życia. 
Kiedyś Bóg był równie oczywisty jak wschody i zachody słońca; teraz już nic nie jest oczywiste, a jednym z rysów naszej tułaczki stała się głęboka niepamięć o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Czy zaszliśmy aż tak daleko, że potrzebujemy potężnego wstrząsu gdzieś w samej głębi naszej egzystencji, by cokolwiek zobaczyć w innym świetle? Być może jedyną naszą szansą są otwierające się wtedy bezdenne szczeliny bezradności i wołanie do dawno zapomnianego Boga: „Jeśli Jesteś, pomóż…”. I Ten, Który Jest przychodzi i podnosi. W takich momentach wszystko lub prawie wszystko staje się oczywiste, przynajmniej na chwilę. Dopóki trwa pamięć trwogi. Czasami jednak, ta refleksja trwa i owocuje głębokim namysłem nad sensem naszej drogi przez ziemię. 
Poeta Zbigniew Jankowski pytał w jednym ze swych wierszy: Po co tu jestem? Kto chciał mnie widzieć? Przypominam sobie historię małego Antosia. Jego rodzice długo na niego czekali. Wreszcie zaistniał. Radość była niewyobrażalna, ale niestety zgasła równie szybko, jak zagościła. Maluszek żył pod sercem mamy tylko 3 miesiące… „Dlaczego?”. To pytanie było odmieniane na wiele sposobów. Aż przyszło zrozumienie – Antoś zaistniał, aby uczynić Marysię i Krzysia rodzicami i otworzyć drogę dla trójki swego rodzeństwa. Króciutkie życie i wielka misja. Znany rekolekcjonista, ks. Krzysztof Wons ma rację twierdząc, że życie jest dla powołania. Nie jesteśmy „tu i teraz” przez przypadek. A jeśli tak, to warto wytrwale drążyć w skale swego serca i pytać: „Po co tu jestem? Kto chciał mnie widzieć?”. Pytanie powraca jak fala przypływu, ale odpowiedź przyjdzie w swoim czasie i nie pozostawi wątpliwości, bo jej Autor od zawsze czekał aż zostanie zagadnięty. I tylko On ma w sobie tę jedyną, prawdziwą odpowiedź. Więc pytam, podobnie jak wielu innych, a każde z tych pytań inicjuje, jak mawiał ks. Tischner, nowy wątek dramatyczny. Pytam, bo odkrywam, że już zostałam zagadnięta, a im dłużej wsłuchuję się w odpowiedź, tym jaśniej widzę, że w owym zagadnięciu ukryte są wszystkie odpowiedzi.
Chcesz regularnie otrzymywać ciekawe artykuły na e-mail? Zapisz się do naszego e-biuletynu, a regularnie będziesz otrzymywał zajawki pojawiających się artykułów. Będziesz zawsze na bieżąco!