1/2018
Opowiem dziś o artyście nieznanym, wielu z nas przeczyta o nim pierwszy raz. To rzeźbiarz – jego znakiem rozpoznawczym jest nieduży czarny człowieczek w meloniku, francuski prostaczek. Taki szczery Francuz, który chodzi nocami po ulicach Paryża z papierosem. Nigdy nie będzie sam. Zawsze towarzyszy mu ktoś, kogo i tak nigdy nie poznamy, albo tylko jego cień…
Jean Lambert-Rucki. Rzeźbiarz, który urodził się w Krakowie, ale 56 lat – aż do swojej śmierci w 1967 r. – spędził we Francji. Dziś to jeden z czołowych artystów Europy, tworzących modny styl „art déco”. Willa „La Fleur” w podwarszawskim Konstancinie-Jeziornej, prywatna galeria sztuki i pierwszy raz w Polsce zorganizowana monograficzna wystawa Jean Lamberta-Ruckiego, pozwalają nam zbliżyć się do twórczości tego wciąż nieodkrytego rzeźbiarza.
Artysta nieznany
Jean Lambert powinien zająć ważne miejsce w panteonie polskich artystów XX w. Powinien, ale wciąż jest tylko rzeźbiarzem aspirującym do naszej wiedzy na temat jego twórczości. Mija dokładnie 50 lat od jego śmierci, a wciąż trudno znaleźć jego rzeźby w polskich muzeach. Na szczęście pojawiają się w prywatnych kolekcjach. Ta, należąca do Marka Roeflera, jest największą w Polsce, a nawet w Europie. Kolekcjoner mówi krótko: Przyciągnąłem Ruckiego do Polski, bo był tu mało znany. Natomiast jest to artysta nierozerwalnie związany z „art déco”, stylem, który obowiązywał w latach 20. ubiegłego wieku.
Istotnie, każda książka opisująca styl „art déco” zawiera wzmianki, dzieła i rzeczy, które tworzył Jean Lambert-Rucki. Dlaczego zatem w Polsce wciąż jest artystą nieznanym? Czasy PRL-u kładą się cieniem na naszej znajomości historii sztuki. Przecież Lambert-Rucki nie był tutaj i nie tworzył w Polsce. Tworzył w Paryżu. PRL milczał o takich artystach. Teraz odrabiamy tę lekcję.
Marek Roefler kilkanaście lat temu pojechał do Francji, do źródła. Z historykiem sztuki, Arturem Winiarskim, odwiedzał paryskie domy aukcyjne, kupował książki, chciał kupować obrazy i rzeźby, ale jak mówi: Ceny tych największych polskich malarzy z kręgu „Ecole de Paris”, jak Mela Mutter, Mojżesz Kisling etc., były już tak wysokie, że szukałem innych artystów, których można by śmiało do tej kategorii zakwalifikować. Podobały mi się jego rzeźby. Gdy nadarzyła się okazja, kupiłem pierwszą – modlącą się kobietę. To rzeźba wykonana w ciemnym patynowanym brązie, niesłychanie dekoracyjna, piękna.
Z Krakowa do Paryża
Jean Lambert-Rucki urodził się w 1888 r. w Krakowie. Kamienica „Pod Motylem” – bardzo dobry adres: Kanonicza 16, ale będzie to jedyny dobry adres w jego życiu. Kiedy wyjedzie do Francji, będzie mieszkał w najbiedniejszych dzielnicach. W 1908 r. trafi do pracowni samego Józefa Mehoffera. Nie można było lepiej. Mehoffer zna Władysława Ślewińskiego, który właśnie przyjechał z Paryża do Krakowa i przywiózł prace Paula Gaugina. Lambert-Rucki ma wtedy 22 lata, pierwszy raz na własne oczy widzi płótna wielkiego Francuza i już wie, że albo Paryż albo nic.
Przyjeżdża do Paryża, w kieszeni ma 17 franków, nie ma gdzie mieszkać, więc pierwsze dni spędza na ławce w Ogrodach Luksemburskich. Jest luty! Prawdopodobnie nie zna francuskiego. Artur Winiarski, kurator wystawy „Jean Lambert-Rucki” w „Villa La Fleur” opowiada anegdotę: Aladar Kunc, który spotkał Ruckiego w 1914 r. opowiadał, że rzeźbiarz mówił właściwie w każdym języku, ale w każdym z błędami.
Lubił Luwr. Lambert-Rucki spędzał tu całe dnie, przychodził tu również jego nauczyciel z Krakowa, Józef Mehoffer i sam Amadeo Modigliani. Wtedy tak samo biedny jak Rucki. Rok 1911, w którym Rucki przybył do Paryża, zostanie zapamiętany na zawsze, głównie ze względu na kradzież stulecia, której dokonano tamtego lata. W sierpniu została skradziona i zniknęła ze ściany na ponad 2 lata najważniejsza ikona w historii tego muzeum – Mona Lisa. Wśród podejrzanych byli malarz Pablo Picasso i poeta Apollinaire. Dwa lata później Rucki wystawia swoje prace w Paryżu pierwszy raz, w „Salonie Jesiennym”. Obok jego rzeźb stoją rzeźby Amadeo Modiglianiego.
Żołnierz Legii Cudzoziemskiej
Kiedy wybucha I wojna światowa Lambert-Rucki ma skończone 25 lat. Policja często legitymowała wzbudzających podejrzenie przechodniów. Zatrzymywano zazwyczaj blondynów, gdyż odpowiadali oni stereotypowemu wizerunkowi Niemca. Nic dziwnego zatem, że Rucki, sam będąc blondynem, czuł się zagrożony.
Polski na mapie nie było, a Rucki był obywatelem Monarchii Austrowęgierskiej, wtedy państwa wrogiego Francji. Rucki trafił na południe Francji, do obozu odosobnienia. W związku z tym pobytem w obozie pojawiają się pierwsze wzmianki o nim. Aladar Kunc, pisarz, który 5 lat przebywał w takich obozach, opowiadał o Lambercie-Ruckim jako o najwybitniejszym artyście jakiego poznał. Rucki bardzo źle znosił obóz przejściowy. Jego „wybawieniem” było zaciągnięcie się do Legii Cudzoziemskiej. Tym gestem pokazał, że jest po stronie Francji, ale z drugiej strony, jak mówi Artur Winiarski: Było to postrzegane jako pójście na pewną śmierć, dlatego, że taki artysta, który idzie do armii, nie poradzi sobie, nie ma takiego zmysłu przetrwania, jak żołnierz. Szczęście mu pomaga – Rucki jako żołnierz Legii jedzie do Salonik w Grecji.
Napromieniowanie sztuką
Czas w Grecji będzie jednym z najważniejszych okresów w życiu artysty – da mu dużo impulsów twórczych w latach 20., 30., w zasadzie do końca życia. Właśnie tam Rucki styka się z architekturą i sztuką sakralną, ze sztuką bizantyjską. Rekonstruuje zabytki sztuki wczesnochrześcijańskiej. Artur Winiarski mówi wprost: On wtedy zostaje napromieniowany sztuką chrześcijańską i w zasadzie tylko z tym albo aż z tym wraca do Paryża. I zaczyna rzeźbić już zupełnie inaczej.
W „Villa La Fleur” zobaczymy „Marię z Dzieciątkiem”, rzeźbę w drewnie. To jedna z najlepszych prac Lamberta-Ruckiego i na pewno najlepsza w tej kolekcji. Rzeźba bardzo rzadka, bo pierwsza. Pierwszy raz artysta zastosował znaną nam formę rzeźby chrześcijańskiej i połączył ją z tradycją afrykańską. Rzeźba ma formę krzyża, krótsze poziome ramię to Dzieciątko ułożone na wyciągniętych rękach Maryi. Ta rzeźba ma jeszcze coś – twarz Maryi, to twarz, którą znamy z obrazów Amadeo Modiglianiego. Rucki musiał podziwiać prace tego malarza urodzonego we Włoszech w Livorno.
Ulubiony motyw Lamberta-Ruckiego to jednak św. Franciszek z Asyżu. Oczywiście Lambert-Rucki doskonale zna obrazy wielkiego Włocha, Giotta di Bondone i tak jak on jest zafascynowany Świętym. Ale kiedy w 1297 r. Giotto maluje „Kazanie do ptaków św. Franciszka z Asyżu”, nie przyjdzie mu do głowy to, co 700 lat później zrobi Lambert-Rucki. Nikt w sztuce nigdy nie posadził na głowie Świętego… bociana. Tak, Lambert-Rucki jest malarzem i rzeźbiarzem uduchowionym, ale przede wszystkim jest artystą z dużym poczuciem humoru.
Odnowiciel kościołów
Krytycy zauważyli w twórczości Lamberta-Ruckiego nie tylko tematykę religijną, ale i szczególne uduchowienie. W latach 30. XX w. we Francji powstaje ruch zmierzający do odnowienia sztuki sakralnej. Chrześcijańscy francuscy intelektualiści z niepokojem patrzyli na kicz w sztuce sakralnej – przy czym za kicz uznawano to wszystko, co pojawiało się w XIX w. w akademizmie. Po I wojnie światowej, 5 listopada 1919 r., w Paryżu powstaje Ateliere d’art Sacree – pracownia, a raczej pracownie, które miały nawiązywać do średniowiecznej tradycji cechów artystycznych, kształcić artystów i rzemieślników, którzy następnie wprowadzaliby tę nową sztukę do kościołów Francji. Jednym z nich był Jean Lambert-Rucki. W kościołach w Normandii rzeźbi Chrystusa na Krzyżu, św. Teresę, św. Antoniego. W latach 1946-1957, po II wojnie światowej, większość kościołów była zniszczona. Rucki je odnawia, pracuje jak szalony. W kościele Saint-Martin w Chanu projektuje i wykonuje prezbiterium, dla zbombardowanego kościoła Saint-Nicolas w Charmes robi 5 monumentalnych figur na fasadzie dzwonnicy, każda z nich nawiązuje do rzeźb średniowiecznych. Pod koniec lat 40. sława Ruckiego jako artysty sakralnego przekracza granice Francji – jego rzeźby zamawiają diecezje w Belgii (diecezja Namur) i w Kanadzie (prowincja Quebec). We Francji Rucki dostaje zlecenie za zleceniem – w kościele Saint-Lazare w Leves na fasadzie wykonuje rzeźbę zmartwychwstałego Chrystusa, Ostatnią Wieczerzę i 3 stacje drogi krzyżowej. Pod koniec lat 50. pracuje w Alzacji – projektuje prezbiteria, rzeźbi. Kościoły, które projektuje, można oglądać do dziś. Są architektonicznym i rzeźbiarskim majstersztykiem.
To także jest odpowiedź na pytanie, dlaczego nie wiedzieliśmy o tym artyście. PRL przemilczał go nie tylko dlatego, że tworzył całe dorosłe życie we Francji. Przemilczał, bo Jean Lambert-Rucki tworzył dla Kościoła.