W domu mojego Ojca…
Dom rodzinny to jest szczególne miejsce, do którego chętnie wracamy myślami, za którym tęsknimy, które wspominamy z rozrzewnieniem. To jest miejsce, w którym czujemy się dobrze i bezpiecznie, w domu jesteśmy u siebie, jesteśmy akceptowani, chciani, kochani. Do takiego właśnie domu zaprasza nas Jezus. Do domu swojego Ojca. Ale przecież także naszego, bo rzeczywiście jesteśmy dziećmi Bożymi, jak nas zapewnia św. Jan (1J 3,1). Mamy dom. Mamy miejsce w niebie, za którym wzdychamy w głębi naszego serca.
Tam czeka na nas Ojciec z otwartymi ramionami, aby nas chwycić w objęcia, ucałować, nałożyć pierścień na palec, ubrać w najlepsze szaty, przytulić do siebie. Nasze życie na ziemi jest drogą na spotkanie z Ojcem, ale aby tam trafić potrzebujemy drogowskazów. Jezus daje nam właśnie takie drogowskazy.
Nie wiemy, dokąd idziesz
Niewiedza Tomasza może się nam wydawać zaskakująca. Jezus wyszedł od Ojca i wraca do Ojca. Wraca tam, skąd przybył. Ale w tym momencie ma do spełnienia jeszcze bardzo ważną misję. Misję, której zarówno Tomasz, jak i pozostali apostołowie nie rozumieli. Nie zdawali sobie sprawy, że na drodze Jezusa został postawiony krzyż. Krzyż, który w tamtych czasach był narzędziem śmierci nie tylko okrutnej i nieludzkiej, ale także hańbiącej, upokarzającej. Księga Powtórzonego Prawa, którą św. Paweł cytuje w Liście do Galatów, wyraźnie to potwierdza: „Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie” (Pwt 21,23; por. Ga 3,13).
W czasach Chrystusa ukrzyżowanie to była kara śmierci, na którą skazywano niewolników oraz zbrodniarzy. Od momentu śmierci Chrystusa stała się także sposobem eliminacji Jego uczniów. To właśnie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa krzyż stał się dla wielu wyznawców Chrystusa drogą do nieba. Krzyż łączy ziemię z niebem. Łączy ludzi z Bogiem.
Ja jestem drogą…