POSŁANIEC ANTONIEGO

Dla szukających powołania

Beata Legutko Wiara
3/2018
Dla szukających powołania
Jedno wiem, i innych objawień
Nie potrzeba oczom i uszom –
Uczyniwszy na wielki wybór,
W każdej chwili wybierać muszę.
(J. Libert)

Mówią, że podczas jednego z jubileuszy ‑ nieżyjący już o. Karol Meissner, benedyktyn ‑ miał usłyszeć wiele podziękowań, opowieści o swoich zasługach, o i znaczeniu jego powołania dla świata. Słuchał tego wszystkiego i tylko kiwał głową. „Jakie powołanie? – mówił ‑ Ja tylko robiłem, co było trzeba. Obudziłem się którejś nocy, bo woda lała mi się na głowę. Zobaczyłem dziurę. Pomyślałem, że trzeba ją załatać. Potem rura pękła, no to trzeba było ją naprawić. I tyle”.

Powołanie. Słowo, które na milion sposobów odmieniane jest w tzw. środowiskach kościelnych. „Rekolekcje powołaniowe”, „Jak znaleźć swoje powołanie?”, „Do czego Bóg powołuje?”, „Czy można się minąć z powołaniem?”… W kręgach świeckich przybiera ono pytanie o to, co się chce w życiu robić, co studiować, gdzie pracować, czy założyć rodzinę. I choć te pytania nie ominą niemal nikogo, to każdy szuka na nie odpowiedzi na swój własny sposób.

Skierowani ku Bogu
Jeśli chodzi o odpowiedz Kościoła, to jest ona prosta, ale i bogata. Przede wszystkim jednym, największym i podstawowym powołaniem jest powołanie do miłości, świętości, czyli po prostu do życia z Bogiem. „Stworzyłeś nas Panie skierowanych ku Tobie – pisał św. Augustyn, a kto, jak kto, ale on wiedział, co pisze – i niespokojne jest nasze serce, dopóki w Tobie nie spocznie”. W jaki szczegółowy sposób owo dążenie będzie się realizować, to już wtórna rzecz. Nie ważne co się robi, ale ważne, by to robić z miłością Boga i człowieka. Być może dla szukających swojego miejsca w świecie, taka odpowiedź wydaje się zbyt ogólna i często mało „przekonywującą”. Tym bardziej, że kiedy słyszymy słowo „powołanie” od razu widzimy sutannę, a życie z Bogiem kojarzy się głównie z klasztornymi murami. A powołanym można być przecież do wielu rzeczy i to na rożne sposoby. Kościół przypomina o tym w różnych dokumentach, przytaczając różne możliwości realizacji tzw. „opcji fundamentalnej”*.

Żyjący sprawami świata
Szukający swojego miejsca w życiu mają więc do wyboru stan duchowny, stan zakonny lub stan świecki. Już przy tym prostym podziale mogą nasuwać się pytania. Bo o ile podział na księży i świeckich jest dla wszystkich zrozumiały, to o co chodzi z osobno wyróżnionym stanem zakonnym?
Otóż zakonnicy i zakonnice, to ci, którzy postanowili żyć według rad ewangelicznych, a co za tym idzie, złożyli śluby czystości, posłuszeństwa i ubóstwa. Siostry i bracia zakonni nie są więc osobami świeckimi, ale… nie wszyscy też należą do duchowieństwa. Duchowny to ktoś, kto przyjął przynajmniej pierwszy stopień święceń, czyli diakonat (kolejne to prezbiterat – czyli taki „zwykły” ksiądz, i biskupstwo). O ile wiadomo, że siostry zakonne święceń przyjąć nie mogą, o tyle z braćmi zakonnymi jest inaczej. Jedni decydują się na służbę Bogu, bez święceń, inni – przygotowują się do sakramentu kapłaństwa, a gdy go przyjmą, zwyczajowo nazywani są „ojcami”, a nie jak dotąd „braćmi”. 
Zakonnicy i zakonnice to równocześnie tzw. osoby konsekrowane. Ich konsekracja związana jest z wyżej wymienionymi ślubami. Przyrzeczeń takich nie składają jednak tzw. księża diecezjalni. Stąd też toczą się w Kościele dyskusje dotyczące różnic między celibatem (dotyczy księży diecezjalnych) a ślubem czystości (dotyczy zakonników). 
Księża diecezjalni nie są więc osobami konsekrowanymi. Są duchownymi. Wśród duchownych istnieje także hierarchia, związana ze stopniem święceń (diakon, prezbiter, biskup), a także podział w związku z przyznaną godnością (np. kardynał, prymas), urzędem (np. papież, sekretarz stanu, nuncjusz), czy stanowiskiem (np. metropolita, biskup diecezjalny, proboszcz, dziekan)
Mamy więc w Kościele duchownych którzy mogą być konsekrowani (ojcowie zakonni), albo nie (księża diecezjalni), członków zakonów, którzy są osobami konsekrowanymi, a mogą być tez duchownymi (ojcowie zakonni po święceniach kapłańskich), no i mamy świeckich. 

Żyjący w świecie 
„Pod nazwą świeckich rozumie się wszystkich wiernych chrześcijan nie będących członkami stanu kapłańskiego i stanu zakonnego prawnie ustanowionego w Kościele ‑ czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego ‑ mianowicie wiernych chrześcijan, którzy jako wcieleni przez chrzest w Chrystusa, ustanowieni jako Lud Boży i uczynieni na swój sposób uczestnikami kapłańskiego, prorockiego i królewskiego urzędu Chrystusowego, ze swej strony sprawują właściwe całemu ludowi chrześcijańskiemu posłannictwo w Kościele i w świecie” (nr 897).
Laikat (świeccy) żyją w świecie, jako: osoby samotne – często, bo tak wyszło, czasem z wyboru, w małżeństwie lub jako wdowy i wdowcy. Ale to nie wszystko. 
Kiedy 2 lutego, w święto Ofiarowania Pańskiego wspominamy Dzień Osób Konsekrowanych, wprowadzony przez Jana Pawła II, zazwyczaj myślimy o tych wszystkich, którzy zdecydowali poświecić swoje życie Bogu, wstępując do zakonów. Coraz częściej można też usłyszeć o dziewicach konsekrowanych, czyli o kobietach stanu wolnego, które zdecydowały się spędzić życie w ów specyficzny sposób. Po kilkuletnim przygotowaniu, kandydatki składają na ręce miejscowego biskupa ślub czystości i tym samym decydują, że nigdy nie założą rodziny, ale żyć będą w świecie, pracując i spotykając się z ludźmi. Jest to tzw. konsekracja indywidualna, drugą jej formą jest życie jako konsekrowana wdowa. 
Konsekrowani to „stan, który opiera się na profesji rad ewangelicznych, nie dotyczy hierarchicznej struktury Kościoła, należy jednak nienaruszalnie do jego życia i świętości” – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego (nr 914).
Co ciekawe konsekracja dziewic i wdów ma za sobą dużo dłuższą tradycję, niż funkcjonowanie zakonów. Źródła podają, że już od II w. kobiety decydowały się na wdowieństwo albo dziewictwo dla Pana. Nie sprzyjała temu ówczesna sytuacja kobiet (nie pracowały, były utrzymywane przez rodzinę), a mimo to kandydatek nie brakowało. Około IV w., kobiety te zaczęły łączyć się w grupy, by wspierać się i rozwijać duchowo. Taki był początek zakonów żeńskich. 
Wraz z upowszechnieniem chrześcijaństwa i rozwojem zakonów stan dziewic i wdów konsekrowanych stopniowo zanikał. Kościół powrócił do tej tradycji w latach 60. XX w. dzięki papieżowi Pawłowi VI, a w 1994 r. w czasie Synodu Biskupów w Rzymie Jan Paweł II przypomniał o praktyce wdowieństwa konsekrowanego. 
Dziś, pragnący całkowicie poświęcić życie Bogu, mają jeszcze jedną możliwość. Instytuty Świeckie to jedna z najmłodszych zaaprobowanych przez Stolicę Apostolską form życia konsekrowanego. Ich członkowie składają śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, ale swoją konsekrację realizują w świecie. Swoje apostolstwo ‑ jak to wyraża adhortacja o życiu konsekrowanym Vita consecrata - pełnią „w świecie i za pomocą środków tego świata”, czyli przez pracę zawodową i różne formy świeckiej działalności.
Podsumowując ‑ wierny świecki może również zostać osobą konsekrowaną, pozostając świeckim. Możliwe jest to na drodze indywidualnej (dziewica, wdowa), albo we wspólnocie (Świecie Instytuty Życia Konsekrowanego). 
Człowiek żyjący w świecie (konsekrowany, czy nie) musi zatroszczyć się o swój byt, czyli po prostu zarabiać. I tu pojawia się jakby drugi, a nawet trzeci (biorąc pod uwagę owo pierwsze, podstawowe powołanie do świętości) wymiar – tzw. powołanie zawodowe. Mówi się często, że do bycia nauczycielem czy lekarzem trzeba mieć powołanie. Nie wystarczy wyuczyć się zawodu. Potrzebne jest „coś więcej”. Owo „coś więcej” to predyspozycje, zdolności, chęć służenia ludziom w ten, a nie inny sposób. To „coś więcej” to również pragnienia, które ‑ jak powie człowiek wierzący – złożył w nas sam Bóg, mówiąc „tu będziesz szczęśliwy”. 

W chowanego z Opatrznością
„Nie wyobrażajmy sobie, że odkryjemy to przeznaczenie, grając w chowanego z Opatrznością Bożą. Nasze powołanie nie jest zagadką Sfinksa, którą musimy natychmiast rozwiązać albo zginąć – pisał Tomasz Merton.  ‑ Niektórzy ludzie odkrywają w końcu, że się wiele razy mylili i że ich paradoksalnym powołaniem, było przejść przez życie szeregiem pomyłek. Zwykle dopiero po długim czasie zdają sobie sprawę, że tak było dla nich lepiej”**.
Na koniec pozostaje to najbardziej nurtujące pytanie. Jak znaleźć powołanie, czy Bóg ma dla każdego z nas zaplanowaną jedną jedyną słuszną ścieżkę, a jeśli na nią nie trafimy to będziemy nieszczęśliwi? Paradoksalnie, może tak byłoby łatwiej… Ale wydaje się, że życie jest bardziej skomplikowane, albo proste – jak kto woli. W pewnych sytuacjach trzeba wybrać – kapłaństwo czy małżeństwo, samotności, czy zakon. Trzeba zdecydować o np. o kierunku studiów i drodze zawodowej. Ale ten podstawowy wybór nie załatwia sprawy. To dopiero jakby początek realizacji tego konkretnego powołania, i kontynuacja tego pierwotnego, zapoczątkowanego na chrzcie. Bo tak naprawdę całe życie to małe wybory, a jak czytamy w Ewangelii Każdy bowiem, kto jest wierny w rzeczach małych, jest też wierny i w rzeczach największych; a kto jest niegodziwy w małych rzeczach, również i w wielkich pozostaje niegodziwcem (Łk 16, 10).

*
„Opcja fundamentalna” to podstawowy wybór człowieka skierowany ku celowi ostatecznemu. Pojęcie to zostało opisane przez Jana Pawła II w Encyklice Veritatis Splendor.
**
Thomas Merton, Nikt nie jest samotną wyspą, Poznań 2000.


Chcesz regularnie otrzymywać ciekawe artykuły na e-mail? Zapisz się do naszego e-biuletynu, a regularnie będziesz otrzymywał zajawki pojawiających się artykułów. Będziesz zawsze na bieżąco!