POSŁANIEC ANTONIEGO
Stambuł
Lądujemy po europejskiej stronie miasta i autobusem udajemy się do centrum. Czeka nas godzinna jazda. Po drodze nie wiem gdzie patrzeć. Z jednej strony piękne lazurowe morze, po którym dostojnie, jak spacerujący po deptaku w niedzielę przechodnie, płyną jeden za drugim ogromne statki; z drugiej średniowieczne mury, stare budowle i nowoczesna zabudowa wyjątkowego miasta. Bizancjum, Augusta Antonina, Nova Roma (Nowy Rzym), Konstantynopol, Carogród, dziś Stambuł, po turecku Istanbul.

Wyjątkowe miasto
Jedyna metropolia leżąca na dwóch kontynentach, największe miasto Europy. I choć w roku 1453 zdobyte przez Turków i nasycone kulturą muzułmańską, zachowało liczne ślady dawnych dni i tradycji. Przez wieki będąc stolicą Cesarstwa Wschodniorzymskiego, a potem Imperium Osmańskiego, przyciągało kupców, artystów, żołnierzy, osiedlających się tutaj dobrowolnie, oraz członków podbitych narodów sprowadzanych często pod przymusem. Całość tworzy niesamowity tygiel języków, tradycji i zwyczajów. Turcy, Grecy, Ormianie, Żydzi, Włosi, Francuzi, potomkowie Słowian. To tu od czasu nieszczęsnego podziału Kościoła znajduje się centrum prawosławia. Jest i niewielka kolonia katolicka.

U św. Antoniego
Dawna dzielnica Galata z charakterystyczną wieżą, będącą jej wizytówką. Wysiadamy przy Placu Taksim, gdzie jeszcze kilka tygodni wcześniej odbywały się potężne demonstracje przeciwników premiera Recepa Erdoğana lidera Partii Sprawiedliwości i Postępu. Wędrujemy İstiklalem, najbardziej reprezentacyjną ulicą całego miasta. Przy niej znajduje się kościół św. Antoniego. Muzułmanie nie pozwalali, by chrześcijańskie świątynie znajdowały się bezpośrednio przy drodze, więc do świątyni wchodzimy przez bramę w murze, a potem wcale niemały dziedziniec. Duszpasterzują tutaj franciszkanie, Msze Święte w niedziele odbywają się w kilku językach, a na wtorkowe nabożeństwo ku czci św. Antoniego przychodzi też wielu muzułmanów.

W meczecie
Po południu wyruszamy do Błękitnego Meczetu. Budowla robi wrażenie. Nakryta jest potężną kopułą i otacza ją aż sześć minaretów. To nie tylko miejsce turystyczne, ale normalnie funkcjonująca świątynia. Akurat rozlega się głos muezina wzywający do modlitwy. Odmawiamy wtedy Anioł Pański i od tej pory robimy tak za każdym razem, gdy go słyszymy. Wchodzimy do środka i zgodnie z obyczajem musimy zdjąć buty, ale że cała podłoga wyłożona jest dywanem, chodzenie na boso nie stanowi żadnego problemu. Podziwiamy monumentalne sklepienie, piękne mozaiki, utworzone z wzorów roślinnych i geometrycznych – islam nie pozwala bowiem na umieszczanie wyobrażeń ludzi i zwierząt. Pełni wrażeń, ale i znużeni po podróży kładziemy się na podłodze, żeby odpocząć. Naśladujemy w tym wiele osób, które tak właśnie się zachowują. Zmęczeni i spragnieni cienia, potem wielokrotnie wchodzimy do meczetów by odpocząć. Przy każdym z nich znajdują się też łazienki i toalety. Muzułmanie przed modlitwą wykonują rytualne obmycie. Dla turystów z Europy, którym grożą problemy pokarmowe, toalety te są niejednokrotnie wybawieniem podczas wędrówki przez miasto.

Świątynia Mądrości Bożej
Przed nami najważniejszy punkt dzisiejszego programu. Kupujemy wcale nie tani bilet, aby wejść do bazyliki Hagia Sofia – Świątyni Bożej Mądrości, przez niektórych uważanej za najważniejsze i najwspanialsze dzieło architektoniczne pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa. Kiedyś świątynia wyznawców Chrystusa, potem meczet, dzisiaj muzeum. Dobudowane minarety, minbar czyli drewniana mównica czy potężne plansze z imionami Allaha, Mahometa i pierwszych kalifów wypisane arabskim pismem, nie pozwalają zapomnieć, że miejsce to obecnie znajduje się w muzułmańskich rękach. Jednakże mihrab, czyli nisza wskazująca modlącym się wyznawcom islamu kierunek Mekki, nie znajduje się w centralnym miejscu ściany, co przypomina, że pierwotnie nie był to meczet. O chrześcijańskiej przeszłości tego miejsca świadczą nielicznie zachowane mozaiki, wśród nich przepiękna Chrystusa Pantokratora i Maryi z Dzieciątkiem. Modlimy się bezgłośnie, wzywając Bożej Mądrości i jednocząc się w tej samej wierze z tymi, którzy przez wieki przemawiali tutaj do prawdziwego Boga i słuchali Jego słów. Wychodzimy na rozgrzany dziedziniec i udajemy się do ogródka pobliskiej kawiarni. Nie ma zbyt wielu klientów, trwa ramadan – czas muzułmańskiego postu, gdzie praktykujący go nie jedzą ani nie piją od świtu aż do zmierzchu, co biorąc pod uwagę długie lipcowe dni jest prawdziwym wyrzeczeniem. Tym razem zamiast jakiegoś chłodnego napoju wybieramy turecką herbatę. Podawana jest czarna, bardzo mocna. Kelnerzy leją ją do małych szklanek z dużej wysokości popisując się przy okazji swoją zręcznością. Jest na stole i cukier, którego Turcy używają w ogromnych ilościach.

Na wsi…
Od tego, co duchowe przechodzimy do tego, co cielesne i wyruszamy na Wielki Bazar. Duża hala wypełniona jest straganami i sklepikami. Mieszające się tu barwy i zapachy robią niesamowite wrażenie. Sklepikarze, aby tylko zachęcić do kupna, potrafią dogadać się w każdym możliwym języku, wspierając pojedyncze słowa mową gestów. Oczywiście o wszystko trzeba się targować, bo pierwotnie zaproponowana cena zwykle mocno odstaje od tej, za którą handlarz gotowy jest sprzedać towar. Zresztą targowanie się tutaj jest tradycją nieodłącznie związaną z każdym zakupem. Kupujemy jakieś drobne pamiątki i idziemy dalej. Chcemy dostać się do tzw. kościoła na Chorze, dziś muzeum, znajdującego się przy końcu Złotego Rogu, dosyć odległego od centrum miasta. Dotarcie tam wiązałoby się z kilkoma przesiadkami i użyciem metra i autobusu, co przy niemałych cenach za komunikację miejską byłoby dosyć kosztowne. Decydujemy się na taksówkę, bo nie są one tutaj specjalnie drogie. Jest nas piątka, w grę wchodzi więc jakiś bus lub ewentualnie dwie osobówki. Niestety żadnego busa nie widać. Nasza przewodniczka, która spędziła kawałek życia w tym mieście, machaniem ręki zatrzymuje przejeżdżającą taksówkę i mówi do kierowcy, że jest nas piątka. Ten bez słowa kiwa ręką żebyśmy czym prędzej wsiadali: jedna osoba do przodu, cztery na tylną kanapę. Mamy przy tym dużo śmiechu. Kierowca, zanim zdążymy jeszcze dobrze zamknąć drzwi, rusza gwałtownie, prowadząc szybko i pewnie, często używając przy tym klaksonu. Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu. Kariye Camii to dawny kościół św. Zbawiciela na Chorze – czyli po prostu na wsi. Zachowały się w nim przepiękne chrześcijańskie mozaiki, tylko dlatego, że po przerobieniu świątyni na meczet, opiekujący się nim imam, kazał je zakryć marmurowymi płytami, zamiast zniszczyć bezpowrotnie. Dzisiaj na nowo odkryte stanowią jedną z atrakcji turystycznych Stambułu, a dla wierzących okazję do cichej modlitwy.

W świecie „Wspaniałego stulecia”
Do centrum wracamy promem, który w Stambule jest jednym z codziennych środków transportu. Krętymi, wąskimi uliczkami wspinamy się do Meczetu Sulejmana, zbudowanego na zboczu schodzącym do Złotego Rogu, wąskiej zatoki Bosforu ograniczającej od północy starożytny Konstantynopol i oddzielającej go od położonej na północnym brzegu Galaty. Meczet góruje nad miastem. Budowla stoi na fundamencie złożonym z cystern wypełnionych wodą, dzięki którym budynek jest odporny na trzęsienia ziemi. W środku może zmieścić się 5 tys. osób. Teraz nie jest ich tak dużo, ale meczet jest wypełniony, odbywa się jakaś ceremonia. Na podwyższeniu siedzi imam i coś mówi. Siadam na podłodze, opieram się o ścianę i jasno dociera do mnie sens powiedzenia, że ktoś czuje się jak na tureckim kazaniu. Na szczęście urok tego miejsca, jego zdobienia i światło wpadające przez rozmieszczone wokół kopuły okna wystarczająco zaprzątają mój umysł, żebym przestał słyszeć monotonne słowa. Zaczynam się modlić, świadomy, że wspaniałość Boga nieskończenie przekracza dzieła rąk ludzkich, choć i za nie Mu dziękuję. Wychodzimy na dziedziniec, a z niego na cmentarz, gdzie znajduje się Mauzoleum Sulejmana Wspaniałego, a obok niego grobowiec Roksolany-Hürrem, Rusinki pochodzącej z terenów Rzeczpospolitej, konkubiny, a potem żony sułtana i matki jego dzieci. Postacie te znane są z tureckiego serialu wyświetlanego także w Polsce pt. „Wspaniałe stulecie”. Z cmentarza rozpościera się wspaniała panorama na Złoty Róg i Galatę.

U franciszkanów
I znowu wąskimi uliczkami, odwiedzając po drodze Uniwersytet Stambulski, docieramy do miejsca dla nas wyjątkowego. Dawnego kościoła franciszkanów, dziś meczetu – Kalendarhane Camii. Dobudowany minaret i przeróbki murów z trudem pozwalają dostrzec zarysy dawnego kościoła. Zdejmujemy buty i wchodzimy do środka, jesteśmy tu sami. Mihrab w kącie świątyni jasno pokazuje, że nie zawsze był to meczet. Zwróceni w kierunku miejsca, gdzie kiedyś był ołtarz, odmawiamy modlitwę św. Franciszka: „Kłaniamy Ci się Chryste, tu i we wszystkich kościołach, które są na całym świecie, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż swój święty odkupił świat”. Rozglądamy się po świątyni, którą zdobiły kiedyś piękne malowidła. Dziś można je podziwiać za szybą w średniowiecznej sekcji Muzeum Archeologicznego w Stambule. Czujemy się tutaj jak u siebie… Myślę o tych naszych braciach, którzy tu żyli, pracowali, modlili się i… nawet nie wiem kiedy zasypiam. Jak się później okazało nie jako jedyny z całej grupy. Wracamy piechotą i postanawiamy ponownie wejść do Błękitnego Meczetu. Pobliski park i dziedziniec pełne są ludzi. Całe rodziny siedzą na kocach z gotowym prowiantem i czekają na głos muezina obwieszczający wezwanie do modlitwy i równocześnie zachód słońca, co oznacza koniec postu. I rzeczywiście zaraz wszyscy zaczynają jeść, również w sklepach, które po drodze odwiedzamy, właściciele na zapleczu zasiadają do posiłku.

W Azji
W ostatni dzień do południa płyniemy przez Bosfor promem na azjatycką stronę. Można się tam dostać i mostami, które spinają dwa kontynenty, ale korki powodują, że podróż wodą jest o wiele przyjemniejsza i szybsza. W Azji zajmujemy miejsce na specjalnym tarasie w dzielnicy Üsküdar. Można tam usiąść lub położyć się na materacu, tuż nad brzegiem Bosforu. Krążący kelnerzy proponują do picia herbatę albo fajkę wodną, bo według wschodniego nazewnictwa dym z takiej fajki się pije. Podziwiamy panoramę europejskiego brzegu, gdzie stare zabytki nie zostawiają wątpliwości, że to miasto Orientu, a równocześnie w pełni europejskie, pełne nowoczesnych biurowców, centrów handlowych i nowych osiedli. Te dwa światy widać również w ubiorach, zwłaszcza kobiet. Niektóre w hidżabach czyli chustach zakrywających głowę, inne z rozwianymi włosami. Jedne w ubraniu zakrywającym całe ciało, inne w krótkich spódniczkach czy spodenkach, ale jedne i drugie zawsze elegancko i modnie ubrane. Miasto jest przyjazne człowiekowi, z jednej strony pełne egzotyki, z drugiej, przez swoją historię, jakieś bliskie. Nie zapominam, że przez półtora tysiąca lat to tu pełną piersią oddychało chrześcijaństwo, to jest zresztą nadal jedno z dwóch płuc Kościoła, o których mówił św. Jan Paweł II. Dziękuję Bogu za pobyt tutaj i mam nadzieję jeszcze tu kiedyś wrócić.


Chcesz regularnie otrzymywać ciekawe artykuły na e-mail? Zapisz się do naszego e-biuletynu, a regularnie będziesz otrzymywał zajawki pojawiających się artykułów. Będziesz zawsze na bieżąco!